Dziewczyny, jak to u Was jest z dzieleniem się zabawkami w piaskownicy?
U nas jest dramat i jeśli chodzi o Stasia i o mnie. Na plac zabaw chodzimy obładowani wielką torbą z milionem foremek, pięcioma łopatkami, trzema parami grabek, wiaderkiem, sitkiem i piłką. Ale od dzisiaj koniec. Powiedziałam dosyć. I nie chodzi mi o wielkość i ciężar torby, bo w zasadzie jest lekka, ale o to, że stanowimy cel zakusów ogromnej ilości dzieci. Dzisiaj obsiadły nas jak muchy trzy dziewczynki (ale tak serio, prawie się głowami zderzaliśmy). A ponieważ nie dostały żadnej zabawki od nas, więc rozwalały babki, które robiłam Stasiowi, żeby je rozjeżdżał samochodami. Oczywiście skończyło się na szybkiej ewakuacji do domu, bo i on i ja się zdenerwowaliśmy. Żadna mama, żadna babcia nie zareagowała na to, że ich córka/wnuczka rozwala nam babki i nie daje się w spokoju pobawić. Co więcej, jedna próbowała mi zabrać z ręki łopatkę, którą właśnie nabierałam piasek. Również reakcji brak
A dlaczego dziewczynki nie dostały zabawek? Staś nienawidzi się dzielić z obcymi osobami. Pracujemy nad tym, żeby dzielił się ze znajomymi dziećmi, ale nie wymagam od niego, żeby oddawał swoje rzeczy obcym ludziom. Gdyby zabawki próbowała od nas pożyczyć
klarysa lub któreś z jej dzieci - nie ma problemu z mojej strony, przetłumaczę Stasiowi, on się często daje przekonać i wszyscy będą szczęśliwi. Mamy inne znajome dzieci na placu zabaw, z którymi też problemu by nie było. Ale nie podoba mi się, gdy zupełnie obce dzieci próbują nam rozgrabić zabawki. Bo ich rodzice/dziadkowie nie wzięli jednej foremki, czy wiaderka i jednej łopatki, bo to przecież takie strasznie ciężkie. Jak my nie bierzemy, to nie bawimy się w piaskownicy - proste. Staś obcej zabawki nie tknie (bo tak, bo taki ma charakter, zresztą ja mam dokładnie tak samo, co obce, to zakazane). Jak ma ochotę się czymś nie swoim pobawić, to się najpierw na nas patrzy, czy mu pozwalamy.
Mam ogromny problem co mam mówić, jak ktoś z rodziców grzecznie zapyta. Najczęściej wtedy pozwalam, chociaż siedzę w stresie, bo Staś się zazwyczaj ewakuuje z placu zabaw w ciągu minuty. I ja po prostu lecę i wrzucam nasze zabawki jak najszybciej do torby. I wtedy co, mam wyrywać tamtemu dziecku z ręki? Może mam olać i mu zostawić? Ale ilu zabawek można się tak pozbyć?
Dlatego dzisiaj podjęłam decyzję. Od jutra zabieramy tylko dwie ulubione foremki, jedną łopatkę, sitko, piłkę i koniec. Nie pożyczę, bo nie mamy dodatkowych. Koniec i kropka.
Może jesteśmy sobki. Trudno. Dla obojga z nas jest to temat dosyć trudny pod względem psychicznym, więc nie zamierzam siebie i Stasia zmuszać dla zasady.