No dobra, jak już założyłam temat, to pociągnę, bo te dzienne to jedno, a te wieczorne drugie.
Dodam tylko, że dzisiaj dzień 3 bez histerii po drugiej drzemce. Naprawdę wielkie dzięki dziewczyny.
A teraz do sedna. Jestem z siebie dumna, bo godzinę temu wygrałam batalię z histerią mojego syna. Do niedawna temat nie był palący, po prostu raz w miesiącu zdarzał się taki wieczór, gdy Staś nie mógł zasnąć i tak się kręcił po łóżeczku, tak nakręcał w działaniu, że wpadał w histerię (ja go nawet rozumiem, bo sama mam problemy ze snem i niemożliwość zaśnięcia jeszcze nawet teraz czasami powoduje straszne ataki paniki, a już w podstawówce, to pamiętam, że byłam zmorą rodziców, bo przychodziłam regularnie, codziennie około 23 z tekstem, że nie mogę zasnąć
). Kończyło się to tak, że po 2h na biegu rozkładaliśmy kanapę, faszerowaliśmy kawalera mlekiem i kładliśmy go z nami. Raz od święta nie zawsze, więc jakoś egzystowaliśmy. Tyle, że jaśnie hrabia ostatnio miał serię 4-5 takich histerii w odstępie 2-3 dni. Dzisiaj mnie szlag trafił i powiedziałam, że nie dam się terroryzować. I wygrałam. Najpierw zmęczyłam materiał (taaa jasne, sam się zmęczył, ja tylko siedziałam obok i próbowałam głaskać, a potem zaczęłam nucić kołysankę), potem wyjęłam, przytuliłam chlipiącą kupkę nieszczęścia, na siłę wepchnęłam w objęcia ulubionego pluszaka i zaczęłam opowiadać bajkę. Usnął mi na ręku. Bez mleka na uspokojenie, bez spania u nas. Matko, ale jestem z siebie dumna