Mi Wit "pomagał" kupić ciuch na imprezę firmową. Zajęło to sporo, chyba ze 2h, w tym kawa z mamą. Wit był zachwycony, bo on lubi ludzi, czarował sprzedawczynie, piszczał na widok ozdób świątecznych i w ogóle bawił się świetnie.
Pamiętam, jak raz pojechałam z nim do Manu, a potem byłam umówiona z mężem w mieście, żeby załatwić kredyt na mieszkanie. W Empiku szukam sobie książek (była fantastyka 3 za 2... ahhhh... ) i nagle z fotelika stękanie, a po nim głośny pierd i aromacik. Dziecię w kolorze buraczka skręcające ptysia w Empiku to nic w porównaniu z minami innych szukających czegoś dla siebie - panika pomieszana z zaskoczeniem i/lub obrzydzeniem
Boskie
Też był z nami na zakupach, jak miał gdzieś 3-4 tygodnie, ale musiałam go wziąć. Mąż był akurat w Niemczech, ja byłam z mamą, akurat szykowała się w weekend moja impreza urodzinowa i chciałam kupić rzeczy do jedzenia, w ogóle coś dla gości. No i pojechaliśmy od rana, taryfą, żeby go nie ciągać autobusami. Przespał cały pobyt, nam to zajęło z dojazdami 40 minut, więc nawet chyba nie zauważył. Mało ludzi było, więc spokojnie, na dodatek Leclerc jest małym stosunkowo sklepem, takim prawie osiedlowym, więc było dość przyjemnie. Tyle, że własnie my nie jeździmy z całym oddziałem i staramy się nie blokować ludziom przejścia wózkiem. Robimy to tak, żeby nikt nie ucierpiał...