U nas HO razy dwa. Adam pracuje tak od zawsze, więc dla niego żadna nowość. Dla mnie tak, chociaż pojedyncze dni już mi się też zdarzały (jak dzieci były chore). Jak we wszystkim - widzę w tym rozwiązaniu pewne plusy i minusy. Od 7 do 14 muszę być przed komputerem (w tym czasie odbieram służbowe telefony, udzielam konsultacji pacjentom). W międzyczasie realizuję zadania bardziej długofalowe. Są dni, że naprawdę jest super (dzieci się ładnie bawią, nikt mi głowy nie zawraca, ja się szybko obrobię z tym co muszę, a potem tylko czuwam przy skypie i chacie), a są dni, że jestem bliska obłędu - ktoś dzwoni na telefon służbowy, ktoś inny na prywatny, ten chce to, ten chce siamto. W pracy w siedzibie lubię jak się dużo dzieje, ale w domu, kiedy jeszcze w międzyczasie ogarniam dzieciaki (choć naprawdę sobie super radzą, jestem z nich dumna!) już nie bardzo. Najgorszym elementem są telekonferencje z szefem, który jak się rozgada, to potrafi popłynąć na 1,5 godziny.... Ostatnio tak mówił i mówił, do mnie podszedł Tadzio, zainteresowany obcym głosem i ni z gruszki ni z pietruszki wypalił: mamusia, a czemu dinozaury wyginęły
Szef oczywiście żyje w innym świecie i jest przekonany, że mam komfortowe warunki do pracy - cisza, spokój i w ogóle
Reasumując fajnie nie tracić czasu na dojazdy, nie musieć się malować, ale gdyby dzieci były w placówkach
Poza tym cholernie brakuje mi kontaktu z ludźmi.