Na początku, dla tych wszystkich osób, które trafią tu przypadkiem, szukając informacji w necie na ten temat, chciałam zaznaczyć, że nie jestem lekarzem. Jestem mamą 4-miesięcznego dziecka, które od urodzenia wymiotuje. Nie ulewa, wymiotuje. Wszystkie rzeczy, które tu opiszę mogą zawierać błędy, więc jeśli ktoś będzie wiedział lepiej i mnie poprawi, to będę wdzięczna.
A po tym wstępie do rzeczy:
Nie chciałabym, żeby był to temat w stylu „moja córka ma od dwóch dni gorączkę i wymiotuje”. Od tego jest zwykły temat o chorobach. To ma być temat o czymś, co powtarza się na prawie każdym naszym skierowaniu do specjalisty lub na badanie – „uporczywe wymioty”.Ile my z mężem wieczorów spędziliśmy na przetrzepywaniu netu w poszukiwaniu informacji na ten temat... Nie napiszę ile znaleźliśmy, bo nie chcę się wyrażać. Dlatego zakładam ten temat. Większość mam pewnie nie znajdzie tu nic ciekawego, utknie on pewnie gdzieś na samym końcu działu. Ale jeśli znajdzie się kiedykolwiek choć jedna mama, która uzna te informacje za przydatne, to będę się cieszyła, że nie zmarnowałam wieczoru
Zacznę może od tego, co ja uważam za wymioty. Wbrew pozorom sprawa niełatwa. Każdy lekarz inaczej to kwalifikuje i ciężko jest gdziekolwiek znaleźć jakąś sensowną definicję. Tak więc dla mnie dziecko uporczywie wymiotuje, kiedy:
- pokarm wylatuje z żołądka pod dużym ciśnieniem, a nie spływa kącikiem ust. Na pieluszce tetrowej jest to ślad bardziej wąskiego, ale długiego jaja, a nie okręgu, który jest przy ulaniu;
- wymioty często śmierdzą jak.... nie będę oryginalna – wymioty. Ulanie pachnie mlekiem;
- przy obchodzeniu się jak ze śmierdzącym jajkiem i uporczywym pionizowaniu dziecko i tak potrafi opróżnić calusieńki żołądek w 15 minut;
- wymioty występują niezależnie od jedzenia – dziecko może zwymiotować nawet 2-3 godziny po poprzednim posiłku;
- bardzo często dziecko wymiotuje starym pokarmem pomimo przyjęcia nowego (wyraźnie widać stare przetrawione już mleko);
- wymioty są obfite. W swoim „najlepszym” okresie nasz syn za każdym razem ulewał nas po stopy. Nasze, nie jego;
- na wymioty nie pomoże żaden zagęszczacz dostępny na rynku, ani żadne mleko AR.
Oczywiście każde zdrowe dziecko może zwymiotować. Może to robić nawet 1-2 razy dziennie. Ale jeśli robi to 5-6 razy po każdym posiłku, to koniecznie trzeba się tym zainteresować.
Nazwanie problemu po imieniu jest w tym przypadku o tyle ważne, że praktycznie każda wizyta u lekarza, na której padają moje słowa „moje dziecko wymiotuje” zawiera dalej słowa lekarza „ulewa!” (z takim naciskiem na to słowo). Dopiero jak wyjaśniam jak to pięknie „ulewa” mój syn lekarze przyznają, że rzeczywiście wymiotuje. Temat uporczywych wymiotów jest chyba tabu w środowisku medycznym.
Z informacji zebranych przeze mnie i mojego męża wynika, że uporczywe wymioty u noworodków/niemowląt mogą być spowodowane:
- anomalią budowy układu pokarmowego (blokada którejś części – najczęściej jest to zwężenie przełyku);
- zapaleniem płuc;
- zapaleniem ucha, szczególnie wewnętrznego;
- bakteriami (tymi niewłaściwymi) w układzie pokarmowym;
- grzybicą układu pokarmowego;
- uciskiem na ośrodek wymiotów (guz mózgu, mikrowylew);
- zakażeniem układu moczowego (ZUM);
- anomalią budowy układu moczowego.
W ramach „pocieszenia” napiszę, że oprócz zapalenia ucha, które powinno dawać dosyć wyraźne objawy, przeszliśmy przez każdą z tych hipotez. Niektóre okazały się trafne, a inne nie.
Z perspektywy czasu wiem, że ważne sa tutaj dwa badania: usg jamy brzusznej i usg przezciemiączkowe. Do tego dwa posiewy: moczu i kału. Nie są one inwazyjne, a nie wykażą chyba tylko zapalenia płuc i zapalenia ucha.
Jeżeli pediatra wzbrania się przed diagnozowaniem wymiotującego dziecka twierdząc, że to ulewanie i że przejdzie, to trzeba zmienić pediatrę lub wykonać podane przez mnie badania na własną rękę. Uporczywych wymiotów nie wolno bagatelizować.
Z odczuć subiektywnych, czyli od strony psychicznej rodziców mogę stwierdzić, że:
- im szybciej zaakceptuje się fakt, że dziecko wymiotuje, a nie ulewa, tym lepiej dla zdrowia psychicznego i dalszej diagnostyki;
- im szybciej zaakceptuje się fakt, że dopóki nie dotrze się do źródła problemu, to nie zlikwiduje się przyczyny wymiotów, tym lepiej dla zdrowia psychicznego;
- im szybciej zaakceptuje się fakt, że dziecka uporczywie wymiotującego nie da się „uregulować”, tym lepiej dla zdrowia psychicznego;
- im szybciej przestanie się na siłę próbować powiększyć żołądek dziecka poprzez wlewanie większych ilości pokarmów, tym lepiej dla własnego zdrowia psychicznego i zdrowia i samopoczucia dziecka;
- jeśli ktokolwiek ze znajomych lub rodziny mówi lub choćby daje do zrozumienia, że się przesadza, że dziecko ulewa i to przejdzie, należy to olać i dla własnego zdrowia psychicznego zerwać kontakty
No chyba, że mąż, to wtedy kopnąć w tyłek i robić swoje
-
nie poddawać się w poszukiwaniu przyczyny wymiotów!!To teraz jak to wyglądało u nas:
Staś wymiotował już na neonatologii. Zgłaszałam to położnym, ale powiedziały, że dzieci często ulewają, muszę się przyzywczaić do tego i że to przejdzie. Potem w domu było co raz gorzej, a że doszła do tego skaza białkowa, to w którymś momencie mieliśmy małą fontannę. Do tego stopnia, że pediatra, zmieniając mleko na Bebilon Pepti, wystawiła nam skierowanie do szpitala z podejrzeniem zwężenia przełyku. Tym bardziej było to prawdopodobne, że Staś bardzo kiepsko przybierał na wadze. Na szczęście poprawa w jedzeniu była natychmiastowa, więc do szpitala nie pojechaliśmy, chociaż dalej jadł mało i osiągał te najniższe wyniki w przyrostach wagi. Po 5 tygodniach od narodzin wyjaśniło się dlaczego Staś tak kiepsko je – trafiliśmy do szpitala z zapaleniem płuc. Wszyscy lekarze byli pewni, że wymioty ustąpią. Nie ustąpiły. Dodatkowo Bebilon Nutriton, który wprowadziliśmy niecały tydzień przed przyjęciem na oddział, też nie dawał rady. Po powrocie ze szpitala nasza lekarka zasugerowała zrobienie próby z o wiele gęstszym mlekiem – Enfamilem AR. Nie dał rady, a do tego skaza dała o sobie znać. Dostaliśmy zatem skierowanie na usg jamy brzusznej i na moją prośbę na posiew kału. Na usg wyszła powiększona miedniczka nerki lewej. Zrobiliśmy posiew moczu, w którym wyszły bakterie (po fakcie okazało się, że posiew był niejałowy – nefrolog uważa, że bakterii nie było i jestem skłonna przyznać jej rację). Wyleczyliśmy je, posiew wyszedł jałowy, ale pediatra zdecydowała się wysłać nas na konsultację nefrologiczną i dodatkowo neurologiczną, żeby wykluczyć najprostszą przyczynę wymiotów. Zrobiony w międzyczasie posiew kału nie wykazał bakterii innych niż flora fizjologiczna, grzybów brak. Neurolog wysłała nas na usg przezciemiączkowe, które na szczęście jest w porządku. Z kolei nefrolog kazała powtórzyć usg jamy brzusznej, na którym wyszły obustronne poszerzone ukmy (układy kielichowo-miedniczkowe). Zrobiliśmy też kolejny posiew – czysty. W międzyczasie zauważyliśmy, że nasz synek ma problemy z oddawaniem moczu. Te badania i występujące objawy wskazują na jakąś anomalię budowy układu moczowego. Obecnie czekamy na hospitalizację podczas której najprawdopodobniej zostanie zrobiona cystoskopia, ale nefrolog już teraz podejrzewa zastawkę cewki tylnej.
Inną sprawą jest to, że ja wiedziałam, że mój syn ma odruch wymiotny, a nie wyrzuca pokarmu mechanicznie, ponieważ gdy był zajęty, to potrafił nie zwymiotować. Dlatego robiłam z mamą kilometry po centrach handlowych (późna jesień nie zawsze sprzyjała spacerom na powietrzu), bo wtedy istniała możliwość, że jedzenie zostanie w brzuszku Stasia. Ale z drugiej strony był problem, żeby udowodnić wymioty lekarzom, bo wyprawy do przychodni też były bardzo interesujące i to co działo się dookoła potrafiło przytłumić te impulsy z wewnątrz. Również jak ustabilizował sobie porę snu, to przestał wymiotować podczas karmień nocnych, które często są przez sen.
Ile ja łez wylałam przez uporczywe wymioty mojego dziecka. Byłam jak dzikie zwierzę zamknięte w klatce. Zdarzyło się, że Staś płakał z głodu, a ja wyłam (nie płakałam, wyłam na głos) razem z nim. Miałam też dwa takie napady złości, że przez 30 minut chodziłam po mieszkaniu z płaczącym z głodu dzieckiem powtarzając mu, że nie dostanie ani grama jedzenia dopóki nie oduczy się wymiotować. Poza tym moje dziecko często płakało z bólu, a my myśleliśmy, że to kolka i się na niego wściekaliśmy, że nie da się ułożyć tak, żeby było mu łatwiej się odgazować. Teraz mamy żal sami do siebie z tego powodu, ponieważ możliwe, że Staś miał już wtedy problemy z oddaniem moczu. Chociaż chyba najbardziej obciążająca psychicznie jest świadomość jak straszne męczarnie musi przeżywać mój syn od urodzenia.
Na psychikę bardzo pomogło mi zaakceptowanie tych kilku faktów, które wymieniłam gdzieś tam wyżej. Przestałam się miotać, uspokoiłam, a razem ze mną trochę uspokoił się mój syn. Ale prawdziwy spokój odzyskam, gdy wyleczę syna.
Oprócz wspomnianych problemów Staś ma ogromne zaległości w rozwoju fizycznym, ponieważ przez prawie 3 miesiące nie można go było położyć na brzuszku, bo natychmiast opróżniał żołądek. Dopiero niedawno nauczył się chyba zwalczać te mdłości i można go kłaść w dowolnej pozycji, a on co najwyżej pozbędzie się tylko częściowo ostatniego posiłku.
Ktoś, kto nie żyje z tą przypadością na co dzień i tak nie zrozumie, że to jest horror w czystej postaci. Przez skórę czuje się, że coś jest nie tak, ale gdziekolwiek się człowiek odwróci uderza głową w mur. Jeszcze pół biedy, gdy trafi się na taką lekarkę jak nasza, że chce wystawiać kolejne skierowania. Ale jeśli wszyscy dookoła uważają taką matkę za wariatkę, to można się załamać i poddać. A tego nie wolno robić!
Dlatego również gdyby kiedykolwiek trafiła tu zdesperowana mama szukająca pomocy, tak jak ja w ciągu ostatnich 4 miesięcy, to jestem gotowa pomóc na tyle, na ile mogę, a przede wszystkim wysłuchać.