Ostatnio co raz bardziej wkurza mnie Tesco z dowozem.
Najpierw była akcja z awarią systemu i zdarzało się, że zamiast zamówionej ilości przyjeżdżało 10 razy mniej. Tym sposobem zamiast 5 kg marchwi dostałam 0,5 kg. Akurat jak mi była potrzebna, więc musiałam lecieć i samemu przytargać brakującą ilość
Potem przestali informować o tym, że niektórych produktów nie ma. Zawsze były wyszczególnione, że brak, a nagle my sprawdzamy, produktów nie ma, nie ma też na rachunku, więc tu akurat ok, ale było by dobrze być poinformowanym.
Potem wywinęli nam numer, że nie przywieźli, a my zapłaciliśmy, ale w porę zauważyliśmy i okazało się, że ktoś zamiast do kosza położył na taśmie i w magazynie od razu zauważyli, że do kogoś nie pojechało, więc szybko zrobili zwrot.
Ale dzisiaj już pan przeszedł sam siebie. Rozpakowałam serki wiejskie Piątnicy i jeden był najzwyczajniej w świecie otwarty, trochę się ulał, ale widać było, że stał sobie taki napoczęty długo, bo zdążyła u wylotu zaschnąć taka sfermentowana już skorupa. Wychodzę do przedpokoju, pokazuję panu, a on do mnie, że pobrał już płatność i co on ma z tym teraz zrobić. Jak mnie ruszyło. Stwierdziłam, że to nie mój problem, taki przywiózł, to ma coś z tym zrobić, bo ja w sklepie z półki bym tego serka nie wzięła. W końcu zrobił zwrot na kartę. I wiem, nasza wina, bo ja rozpakowuję, a mąż w międzyczasie płaci. Obiecaliśmy sobie, że następnym razem choćby bluźnili i się wkurzali, nie zapłacimy dopóki nie wypakujemy wszystkiego, sprawdzimy czy jest świeże, dobre i czy zgadza się z listą.
Ale w ogóle co raz mniej mi się ci panowie podobają, bo wyraźnie dają do zrozumienia, że nasze zakupy są ciężkie i muszą się nalatać. Nie mój problem, nie ma ograniczeń wagowych. Niech się skarżą kierownikowi, a nie klientom. (Fakt faktem, przywożą zawsze około 30 kg, czasami więcej
)