kakonka pisze:Widzę parcie rodziców na piłce i wiecie co?! przerażające to jest (rodzice chore dzieci przyprowadzają, żeby "nic nie straciły" i zawsze wiedzą lepiej niż trener )
u Gabrysia może aż tak nie jest, ale odnośnie wiedzy i kompetencji trenera to ja też (niestety) musiałam wywalić swoje żale. I nie o jakby jego trenowanie mi chodziło, ale o sposób podejścia do dzieci.
Przez chwilę dali nam jakiegoś przepraszam za określenie "podlotka" który w sumie nie miał pomysłu ani na trenowanie, ani nie mógł ogarnąć chłopaków. Efekt tego był taki, że za karę albo robili po 20! okrążeń wokół boiska (dzieci 7-8 letnie
) albo siedzieli na boisku i słuchali jego wykładów na temat złego zachowania, no chwileczkę... Kiedy sytuacja powtórzyła się 3 razy, zgłosiłam do "prezesa" całą sytuację, zresztą wtedy nie ja jedna.
Kiedy wrócił nasz trener (który i potrafi poradzić sobie z chłopakami i świetnie ich trenuje) nikt nie potrzeby wtrącania się i mądrowania. Albo ja albo mąż z innym rodzicem siadamy sobie na trybunach albo na korytarzu i całe 1,5 godziny plotkujemy
Wszystko zależy od trenera, jego chęci, zaangażowania i współpracy z dzieciakami
U nas z zajęć dodatkowych 3 razy w tygodniu piłka i raz w tygodniu dodatkowy basen (szkolny raz w tygodniu).
Gabryś to typ sportowca, który rzeczywiście ma parcie na piłkę nożną. Odnosi ogromne jak na swój wiek sukcesy, zdobywa medale, nagrody, jest w sumie najlepszym piłkarzem swojej drużyny (ostatnio na turnieju zdobył nagrodę za najlepszego piłkarza turnieju).
Dobrze gra w piłę, lubi to co robi, osiąga sukcesy więc mu się podoba
Myślę, że zapał na karierę piłkarską szybko mu nie minie i bardzo dobrze, bo mnie za każdym razem rozpiera duma kiedy słyszę przez głośniki jego nazwisko że zdobył bramkę albo wołają go na środek po nagrody
kakonka pisze:pokrzykują do dzieci
O tak właśnie robi mój mąż na turniejach
Menadżer wielki
Wkurza mnie tym, więc zawsze stoimy oddzielnie
Ja obserwuje, czasem krzyknę SUPER synu, piszczę i bije brawo jak zdobędzie gola i nic więcej się nie odzywam
Na basen chodzi od października i też świetnie sobie radzi. W miesiąc nauczył się pływać bez makaronów i deski, choć nadal troszkę dryga przez pływaniem na głębokiej wodzie. Raczej na basen jeździ z nim mój mąż, bo on jest bardziej odważny, a ja mam panikę w oczach i on to widzi i też panikuje
Pływania uczy go kolega mojego męża, zresztą super facet i widać ogromne postępy z lekcji na lekcję.
Myślałam jeszcze o angielskim, ale w trybie szkoły dwuzmianowej, w której to Gabryś chodzi na tą drugą zmianę to nie dałby rady. I tak podziwiam, że chce mu się codziennie na coś jechać.