No właśnie,u nas w domu praktycznie nie ma już:
-białego pieczywa (zamiast tego pieczywo razowe i orkiszowe)
-jajek od fermowych kur (tylko wolny wybieg)
-słodkiego mleka (zamiast tego kwaśne-jogurty naturalne,kefiry,twarogi)
-jogurtów/serków/czegokolwiek smakowego,kolorowego-a zwłaszcza o barwie czerwonej
-rzadko jest biały makaron (razowy głównie,podobnie z mąką)
-soli (jest himalajska)
-cukru (ksylitol,stewia)
-rzadko kiedy smażymy,a jak mąż przyrządza jedzenie to praktycznie wogóle
-staramy się jeść dużo warzyw i owoców-z tym idzie najciężej,ale chociaż aby po 1 porcji jednego i drugiego było
-staramy się jeść jak najmniej słodyczy(ale czasem sobie ja i dzieci pozwalamy)
-suplementów diety (nawet nie wiem czy kupować kolejną butelkę eyeq,tran chyba wystarczy)
-co do leków-zminimalizowane,ale wiem,że i tak będziemy używać (byleby jak najmniej antybiotyków),jednakże staramy się też walczyć z infekcjami w sposób naturalny
-czasem zjadamy coś niezdrowego
i też dobrze.
Poza tym mąż ma w szafkach różne eko rzeczy,ale wymienianie tego zajęło by sporo czasu.
Ogólnie nie ufamy koncernom,ładnym opakowaniom,i ślepemu podążaniu za marketingowym hasłem "eko".
To tyle co do zmian w domu,bo jak my lub dzieci jemy poza domem (choćby w przedszkolu czy szkole),to nie mam wpływu na to.Nie da się jeść 100% zdrowo,zresztą to byłob popadanie w skrajności,ale można to ograniczyć.W gościach i dla gości przyrządzamy i jemy "normalne" rzeczy,ewentualnie ograniczając.Nie twierdzę,że będziemy dzięki tym metodom żyć długo i zdrowo (zwłaszcza,że mam swoje schorzenia i obciążenia rodzinne jak każdy)-na coś i tak trzeba umrzeć;)
Jeszcze pół roku temu śmiałam się z męża,nie wierzyłam że się przekonam.Przekonałam się,no i czytam etykiety-kiedyś to nie do pomyślenia!Skończyłam też ze śniadaniem typu "mleko+płatki"-bo tak naprawdę tylko płatki owsiane są bez dodatków.Moich rodziców próbuję przekonać,żeby chociaż dzieciakom jak są u nich nie dawali tego,czego my im nie dajemy.