O pierwszej ciąży pisałam to napiszę o drugiej. W 34 tc trafiłam do szpitala. W dniu kiedy informowałam pracownika o tym fakcie dowiedziałam się, że się zwalnia. Wiadomość ścięła mnie z nóg. Myślałam, że się uduszę, przysięgam. Zresztą ci co mnie znają znają to od podszewki. Po pół godzinnej panice przyszedł moment : olać to. Trafiłam do szpitala, nafaszerowano mnie lekami. Nie potrafiłam sklecic zdania. Może i dobrze. Po 1 stycznia zaczęłam obmyślać plan działania. Lekarze na oddziale śmiali się ze mnie, że ja ciągle przy laptopie. W chwilach słabości to te młode lekarki stawiały mnie za uszy, że dam radę. W szpitalu miałam rozmowy kwalifikacyjne
. Serio. O 18 we wtorek przed porodem zamknęłam komputer. Po 12 w środę odebrałam pierwszy telefon.
To są uroki własnej firmy. Ale. Nigdy nie naraziłam swoich dzieci, czułam się dobrze więc po co miałam siedzieć w domu i pachnieć
.