misia-misia, ale wiesz, jak zabawka upadnie na podłogę to się dziecko próchnica nie zarazi (chyba, że zabawka była przed chwilą ciućkana przez inne dziecko, które miało w co drugim zębie ubytek), najwyżej kurzu naje, połknie jakieś grzyby, czy bakterie, które zostaną wyłapane przez układ immunologiczny i po sprawie.
Rączkę niech włoży, ale później powinno się ja po prostu umyć. Jama ustna rodzica to dla dziecka wielce interesująca przestrzeń i niech ją eksploruje. A potem mydełko, kran, ręczniczek i gotowe.
Z tym pocałowaniem - wiesz - Ty jako matka i tak mu swoje bakterie chcąc nie chcąc w jakimś stopniu przekażesz. Więc całuj. Ale babciom ciociom całować, szczególnie paluszków, czy też oblizywać nie pozwalałam.
Co do jedzenia (chleb itd.) - ja opatentowałam taki myk, że urywałam po prostu, nie gryzłam. I jak Bartek chce moją kanapkę (a wiadomo, że Mamusi jest najsmaczniejsza), to po prostu odrywam mu tam, gdzie ja nie gryzłam. I tak naprawdę sprowadza się to do tego, że dbanie o zęby dziecka, dbaniem o zęby dziecka, ale przede wszystkim matka powinna zadbać o swoje zęby
Jasne, że nie można dać się zwariować i przeciętny zjadacz chleba nie będzie upatrywał w każdej sytuacji potencjalnego źródła zakażenia
Ja tak mam z racji wykonywanego zawodu. I oczywiście, że są osoby, które aż tak restrykcyjnie nie przestrzegają "higieny" (w sensie przenosin bakterii), a ubytków nie mają. Tak jak pisałam bakterie to tylko JEDEN z 4 czynników ryzyka