Frezja pisze:Ja też rodziłam w Medeorze, mąż nie deklarował swojej obecności ,stwierdził że decyzję podejmie jak już się zacznie akcja,ja nie nalegałam ale w głębi serca chciałam żeby się jednak przemógł,no i został ze mną do samego końca,pomagał jak mógł i wspierał,przeciął pępowinkę no i najważniejsze...nie zemdlał
Poród rodzinny-bezpłatny,jedyny wymóg to czyste ubranie i obuwie na zmianę
mama_szymka pisze:i wsparcie bezcenne...
tak i to też bardzo mnie denerwuje.maskotka pisze:Ja rodziłam w Madurowiczu i po małej sprzeczce z położną mąż był ze mną prawie od początku do samego końca. Na porodówkę (z oddziału) zabrano mnie około 6.30 rano o 7 miałam przebity pęcherz płodowy (skurcze miałam od 2 w nocy). O 8 zajechał wezwany przeze mnie mąż a oni go nie chcieli wpuścić... Bo że ja jeszcze nie rodzę, że to jeszcze bardzo dużo czasu. No i faktycznie urodziłam dopiero o 19.33, ale ja nie chciałam mieć męża tylko na finiszu ale cały czas. Łaskawie o 9 wpuścili go do mnie na porodówkę (po jego 4 telefonach na porodówkę czy już może wejść i mojej sprzeczce, że skoro mam regularne skurcze i przebity pęcherz to chyba jednak już rodzę, więc chce mieć męża przy sobie).
Malwina pisze:Taaak.
Piszcie mi tak lepiej... coraz bardziej odechciewa mi się porodu w Madurowiczu. Jedna łazienka z dwoma kabinami, trzeba się wykłócać o męża, ostatnie słabe opinie... :/
maskotka pisze:Tydzień przed porodem (od dnia terminu do porodu) na oddziale jakimś tam dla ciężarnych (nie była to patologia)
szaraczarownica pisze:maskotka pisze:Tydzień przed porodem (od dnia terminu do porodu) na oddziale jakimś tam dla ciężarnych (nie była to patologia)
4 piętro? U prof. Kalinki? Jak tak to perinatologia. Ale pewnie tak, bo zaawansowane ciężarne leżą albo tam, albo na "ocepie".
to mnie by chyba zabiły, bo darłam się wniebogłosySybel pisze:naprawdę cicho byłam i się nie darłam.
a dodatkowo byla jeszcze moja mama wiec mialam obstawe bezplatnie poza faktem,Patrycja11 pisze:Mój mąż był ze mną.
Nie wyobrażam sobie, żeby miało go nie być.
Misiak pisze: będę mieć cc, i męża chcąc nie chcąc przy mnie nie będzie. No i muszę przyznać, że brakowało mi go na sali operacyjnej.
Misiak pisze:Ja chciałam żeby mąż był przy porodzie, gdy myślałam że będę rodzić sn. Jednak gdy w 29 tyg trafiłam na OCP i chodziłam na porodówkę na ktg, naoglądałam się zielonych facetów (czasem byli tak zieleni jak ich fartuchy ochronne) stojących przed porodówką, gdy ich kobiety krzyczą wniebogłosy... i naprawdę było m ich żal. Raz że trwa to bardzo długo, dwa że nie wiedzą jak ulżyć swoim ukochanym w bólu, i uciekają na korytarz odsapnąć. No i podjęłam decyzję, że będę rodzić sama sn. Jednak okazało się, że będę mieć cc, i męża chcąc nie chcąc przy mnie nie będzie. No i muszę przyznać, że brakowało mi go na sali operacyjnej.
malaJu pisze:(Salve) - planowana CC - mąż przygotowany, ze zdezynfekowanymi rękami i maseczką siedział przy mojej głowie. Koszt - zero.
czy mu się podobało? O ile poród albo operacja mogą być atrakcyjne to owszem Ale najważniejsze, że był, wspierał no i mógł choć jedno dziecko dotknąć zaraz po jego narodzinach.
kari pisze:kakonka, aż mi się łezka w oku zakręciła i była ta gadatliwa koleżanka z sali
nie mnie ale już wiem którakari pisze:kakonka, z Tobą leżała na sali ta co Cię katarem zaraziła
ja również.grafitowa pisze:Ja nie. Absolutnie nie wyobrażam sobie porodu bez męża.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości