Ja mam porównanie poród siłami natury i cesarka i nawet za dopłatą nie chciałabym mieć cesarki bo bardzo ciężko do siebie dochodziłam.
Generalnie zaczynałam rodzić naturalnie. Niestety pomimo dużego rozwarcia skurcze miałam nieregularne a główka nie chciała zsunąć się do kanału. Po przebiciu pęcherza zaczęło słabnąć tętno i odklejać się łożysko
W przeciągu kilku chwil znalazłam się na stole. To w sumie był straszny czas bo tu mega bolesne skurcze a z drugiej strony pośpiech żeby założyć cewnik,podać znieczulenie i jak najszybciej wyciągnąć maluszka. O 14 trafiłam na porodówkę a o 15.35 wyciągnęli Malwinkę.
Już na stole operacyjnym zaczął mnie boleć kark, straciłam sporo krwi, wdała się anemia. Spionizowali mnie po 18 godzinach i generalnie poszło ok. Ale byłam tak słaba,że po przewiezieniu na drugą salę i przejściu kilku kroków od wózka do łóżka zemdlałam
Względnie na siłach poczułam się dopiero po prawie 18 kolejnych godzinach. I dopiero wtedy dostałam Malwinkę do siebie.
Do domu wypuścili nas po 5 dobach, ale musiałam się wspomagać tabletkami przeciwbólowymi bo nie dawałam rady
Na jednym boku do tej pory nie mogę spać
Ogólnie- cieszę się,że to mój ostatni poród.