Tegoroczne wyprawy:
Kalatówki+klasztor Albertynek-Rok temu z Kalatówek dotarliśmy do PTTK na Hali Kondratowej,ale ominęliśmy klasztor Albertynek.Od razu był więc na liście wypraw na ten rok.Fajna droga lekko pod górę a do tego...pusta.Tylko 2 pary zakonnic szły.Zero tłumów.Sam klasztor średnio ciekawy,przed nim są ławki by odpocząć a za nim (na prawo od wc) samotnia idealna do rozmyslania lub czytania.Zejście tą samą drogą (chyba innej nie ma).Potem ponownie cela Św.Alberta i długi odpoczynek na Kalatówkach,które uważam za piękne miejsce, niesamowite widoki na Kasprowy itp.Rozłożyliśmy się na kocu,obserwowaliśmy wagoniki,lornetkowaliśmy i zjedliśmy obiad w restauracji hotelu górskiego.Cena za obiad typu zestaw dnia (2 dania + kompot) 22 zł.porcje przeciętnej wielkości.Od razu też zarezerwowaliśmy tam nocleg-ale o tym póżniej:)
Dolina 5 stawów-po przeczytaniu kilku blogów i wysłuchaniu opinii,miejsce zdecydowanie do przejścia z dziećmi w wieku naszych.Mieliśmy rok temu plan przenocować w PTTK na Roztoce i stamtąd zdobyć dolinę 5 stawów,ale nie było miejsc.Pewnie jak się rezerwuje noclegi pół roku wcześniej to problemu nie ma,ale my rezerwacje robimy na krótko przed wyjazdem.Jednak zbyt wiele czasu i odległości z Roztoki do oszczędzenia nie ma-tyle,że mniej o korki na Palenicę (!) i o 45 min drogi asfaltem Oswalda Balzera do Wodogrzmotów.Telefony więc na stawione na 7 rano,o 9:30 przekroczyliśmy kasę TPN na Palenicy i w drogę.Droga technicznie przeciętna,ale dość wyczerpująca.Sam marsz w obie strony,z godzinnym odpoczynkiem i obiadem w schronisku w dolinie 5 stawów trwał do 18:30.Mnóstwo kamieni duzych i małych,łatwo więc skręcic kostkę.Szliśmy szlakiem koło wodospadu Siklawa-i ten wodospad robił wrażenie (to nie to co Siklawica obok doliny Strążyskiej czy w dolinie Białego).Piękne widoki.Przejście dosłownie obok szumiącego głośno wodospadu,miejscami pozycja lekko na czworakach.Mąż asekurował Młodszą (szedł tuż za nią).Przy wodospadzie jest odrobinę niebezpiecznie,reszta drogi jak wszędzie.Po dojściu do schroniska mija się 3 stawy-jako pierwszy widać charakterystyczny Wielki Staw z dużym kamieniem.W schronisku zjedliśmy obiad i zeszliśmy dokładnie tą samą drogą obok wodospadu.Dzieci chodzą po górach już piąty rok i dały radę chyba nawet lepiej niż my (no ale my dźwigaliśmy też ciężkie plecaki).Ogólnie piękna wyprawa,do zapamiętania w sobie.I wyczerpująca-zejście dość się dłużyło.
Dolina Białej Wody-Bielovodska Dolina na Słowacji-chwalono na blogach,że to piękne miejsce.Chyba za dużo już widzieliśmy
Owszem,bardzo łatwo tam dotrzeć (szlak zaczyna się z Łysej polany).Biała Polana faktycznie urokliwa,ładny widok na góry ale...one są tak daleko.To nie to samo co nasza ukochana Rusinowa polana.Podobno piękny jest Litworowy Staw,ale aż tam nie dotarliśmy.Cała dolina jest b.długa,aby dojść do litworowego stawu i wrócić przed zmrokiem,znów najbezpieczniej byłoby nastawić telefony na 7 rano.No i minus-nie ma u celu żadnego schroniska z jedzeniem czy przeczekaniem chwilowych niekorzystnych warunków pogodowych.Szkoda.Są tylko szałasy i wiaty.Za Białą Polaną poszliśmy jeszcze z dobre 4 km ale poza licznymi drewnianymi mostkami,strumykami i lasem widokowo nic sie nie zmieniało.Do samej Białej Polany można dotrzeć dosłownie w pół godziny,zero wzniesień,więc wg nas to dobre miejsce na pierwsze tatrzańskie wycieczki z malutkimi dziećmi (wózek też da radę bez żadnego problemu).
Polana Głodówka-miejsce w Brzegach/Bukowinie tatrzańskiej.Prosto z w/w szlaku na Słowacji,tam zjedliśmy obiad,a dokładniej w Schronisku harcerskim Głodówka.Widoki piękne,ale znów góry są tak daleko.Jeszcze ładniejszy widok na góry niż z głodówki jest na parkingu/punkcie widokowym w mniej więcej połowy drogi od ronda do Schroniska ZHP.Schronisko ma mini plac zabaw,ale całość raczej wygląda skromnie,więc już o noclegi nie pytałam.Ale ceny obiadu wcale nie skromne,jak na ZHP spodziewałam się mniejszych.Po prostu normalne ceny,ale i normalne jedzenie-nie bigos czy fasolka i tu duży plus:)Pierś z grilla była dobra,porcje też ok.Na tarasie luneta/punkt obserwacyjny na góry.
Jaskinia Mroźna + Wąwóz Kraków+Smocza Jama-Genialna wyprawa!Mini survival,jak ktoś lubi parki linowe i adrenalinę to się odnajdzie:)Coś innego niż dotychczas.
Start z Kirów i niestety w mega upale (!) i dzikim tłumie trzeba iść kawałek by dojść do wejścia do jaskini mroźnej.Podejście z łatwymi na kształt schodów kamieniami (nie to co w dolinie 5 stawów które są dość kuliste i różnych rozmiarów).Kolejki do wejścia nawet za bardzo nie było.Sama jaskinia dość długa,łatwa do przejścia,momentami w kucki i ze zdjętymi plecakami bo wąsko i nisko.Dzieciakom bardzo się podobało.Temperatura podobno stała 6 stopni,więc warto mieć coś do zarzucenia-aczkolwiek kompletnie się tego nie czuje,po prostu przyjemny chłodek.Zejście dol doliny kościeliskiej z jaskini mroźnej z pięknymi widokami.
Wąwóz Kraków-trzeba iść jeszcze kawałek doliną kościeliską i po lewo jest szlak do Wąwozu Kraków-fajne miejsce i puste,chyba mało popularne.Widoki super,trochę mi się kojarzą z górami stołowymi,trzeba jednak uważać na kamieniach idąc wąwozem-nieprzyjazne,o różnych kształtach,niektóre poluzowane.No i Smocza jama-to ten mini survival.Jest to jaskinia do której najpierw trzeba wejść po drabinie.I tu luz,drabina jak drabina choć nie niska.Ale powyżej drabiny...trochę się bałam o dzieci-serio.Nawet krzyczałam do męża,że żałuję,że się zdecydowaliśmy wejść,a odwrotu już nie ma bo ruch jest jednokierunkowy...
Są łańcuchy których lepiej się mocno trzymać bo jest stromo.A do tego z góry dostałam w szyję kamieniem,chyba Młodsza strąciła,która szła pierwsza a za nią mąż też spocony ze strachu o nią.Weszliśmy i trzeba było podjąć decyzję,czy obchodzimy jaskinię naokoło czy przechodzimy przez nią.Po drabinie wchodziliśmy jednak jeszcze z 2 rodzinami z dziećmi i też mieli podobny dylemat.Ustaliliśmy jednak,że 3 tatusiów da radę jakby co powyciągać te młodsze dzieciaki z wyjścia z jaskini (lekko stromo,mokro i ślisko od błota).No i zaczął się park linowy:)Jako piersza szła Młodsza z moim mężem,potem Starsza i ja,a potem 2 pozostałe rodziny.W sumie mieliśmy 3 latarki,było mokro i błotniście.Ale jaskinia jest bardzo krótka-od razu po wejściu,praktycznie widać wyjście,do tego okazała się całkiem nietrudna i bezpieczna w przejściu:)Są łańcuchy więc można się zapierać rękami i nogami.Super przeżycia,wyszliśmy ubłoceni i szczęśliwi przybijając sobie piątki i chwaląc wszystkie dzieci,że były dzielne.Następnie udaliśmy się na piękną polanę/halę Pisaną-widoki nie z tej ziemi.Tam posililiśmy się,parę selfie i zeszliśmy znów do Kościeliskiej.Obiad zjedliśmy u wylotu doliny w restauracji bodajże harnaś (?).Cena za zestaw dnia (zupa+2 danie+ deser+ woda żródlana) 30zł.Dwoma zestawami wszyscy się najedli,choć zupy są podawane w małych rosołówkach.Szarlotka pycha.
Ścieżka nad reglami+Sarnia Skała+Dolina Strązyska-trasa tylko w części nowa dla nas,gdyż na Sarniej Skale byliśmy rok temu,a w dolinie Strązyskiej co roku ze względu na jej małą długość.Wyruszyliśmy prosto po noclegu w hotelu górskim na Kalatówkach przed 11.Bardzo szybko robi się wysokość,po 10 min od wejścia na ścieżkę,są już fajne widoki.Sama ścieżka łatwa a po drodze kilka drewnianych widokowych mostków (ładnie widać Zakopane).Przemierzając tę ścieżkę uświadomiłam sobie,że szłam kiedyś tędy z kolonią,jest łatwa.Na Czerwonej Przełęczy krótki odpoczynek i weszliśmy na Sarnią Skałę.Nad Giewontem jednak zaczęły zbierać się ciemne chmury,więc szybkie selfie,10 min odpoczynku na wietrze i zeszliśmy w dół.Schodziliśmy do doliny Strążyskiej,nie lubię tego zejścia.Pierwsza połowa drogi jest OK,ale druga to ślizganie się na błocie koloru brązowo-czerwonego po opadach dnia poprzedniego,liczne śliskie konary drzew,a my cali w błocie od kolan w dół.Na polanie strązyskiej właściwie nie przysiedliśmy,bo się rozpadało i w sumie mżyło aż do końca,więc jakieś 40 min szliśmy w deszczu.W knajpce Roma jak co roku zjedliśmy po naleśniku.
To tyle z nowości w tym roku,choć tras mam jeszcze trochę obmyślonych.Niewykluczone,że kiedyś wybierzemy się latem w Alpy.Ta myśl już kręci się nas od kilku lat,a Rodzina Bez granic też nas zachęciła na swoim fb.
Teraz odnośnie noclegu w
hotelu górskim na Kalatówkach:
Jest to obiekt PTTK jednogwiazdkowy (!) pięknie położony na samej polanie z obłędnymi widokami m.in.na Kasprowy.Spodziewając się standardu co najmniej kiepskiego,na wypadek wzięłam nam ręczniki a nawet mydło
Obie te rzeczy jednak były.Z mężem stwierdziliśmy,że tę 1 noc dla przygody jakoś przeżyjemy,jakiekolwiek warunki zastaniemy,choć restauracja może nie powala,ale jakoś bardzo źle nie wróżyła.Pokojów 4 osobowych nie ma,są 5,2 i 3 osobowe.Wzięliśmy 2 pokoje 2 osobowe bo takie były dostępne i podzieliliśmy się dzieci + dorośli:)Młodzież zadowolona,że miały swój klucz (raz nie zamknęły pokoju,ale nic nie zginęło) i swoją swobodę.Pokoje mieliśmy na przeciwko siebie.Pokoje skromne,ale w porządku,łóżka wygodne.W pokoju także stolik,deska do krojenia,lampki do czytania,2 krzesła,szafa.Normalnie.Na recepcji poprosiliśmy też o czajnik-wydali bez problemu bez dodatkowych opłat.Nasze pokoje były na 2 piętrze,dzieci od strony lasu (zachód) a nasz od strony gór
-wschód.Ale nie ma zasłon w oknach,tylko takie jakby krótkie lambrekiny;)Mówię do męża,no świetnie od 4 rano będzie nam zap...słoce w twarz.Więc narzuty na łóżko,który na szczęście były lekkie,mąż zawiesił na żabkach-pasowały idealnie,takie 2w1.Z filmów drogi miałam obraz imprez,śpiewów i rozmów do późnych godzin nocnych w schronisku.Zastała nas jednak cisza,sporo obcokrajowców głównie starszych emerytów lub rodziny z dzieciakami,pilnowali grzecznie ciszy nocnej o 22.
Z nami było inaczej-wszystkim chciało się przygody.Zjedliśmy więc kolację prawie po ciemku,potem ubraliśmy się cieplej i z latarką obeszliśmy schronisko i zeszliśmy na dół do szałasu (mały kawałek,ale po ciemku fajnie).Spacerkowi towarzyszyły opowieści o niedźwiedziach,Młodsza tak się wystraszyła,że wracaliśmy biegiem:)Potem dzieciaki w piżamy i zostawiliśmy je w pokoju a my kocyk i na huśtawce ogrodowej popijając Dębowe, posiedzieliśmy do północy patrząc się w niebo,rozmawiając i snując plany.Góry zrobiły się czarne a tle światełko na górnej stacji Kasprowego.Teraz o niebie-jakie to było niebo.Całkiem bezchmurne,z milionem gwiazd, w tym wiele spadających.Ostatnio takie niebo widziałam też w sierpniu u cioci na działce jak miałam 12 lat.Pomyslałam sobie,że kiepsko z moją uważnością na świat,do tego mieszkamy w blokach i chyba dlatego nie wiedziałam,że niebo może być takie cudne.Spadające gwiazdy dosłownie leciały szybkim łukiem jak w kreskówkach Disney'a.Magia!
A potem...dnia nastepnego przeczytałam artykuł w necie,że niebo w 1szej połowie sierpnia obfituje w Perseidy.Mało tego,nocowaliśmy na kalatówkach z 13 na 14 sierpnia,a wczoraj na fejsie Rodziny Bez granic przeczytałam o ich wpisie z 13 sierpnia,że oni na to samo niebo patrzyli i się zachwycali.Magia!2 różne rodziny,2 różne części świata (oni z Ukrainy) i ten sam niesamowity widok podziwiali.Mogło 13 sierpnia padać,mogła być burza (zapowiadali),mogło być zimno.A trafiło się lepiej niż mogłam pomarzyć.
Inne info: bufet czynny do 17, posiłki w restauracji wydawane do 20,śniadanie 7-10, zameldowanie od 12,wymeldowanie do 10.Pokoje są z łazienkami i samymi umywalkami
Rano przywitał nas piękny widok na góry.W cenie pokojów (które za 1 noc wyszły ponad 300zł), było też hotelowe śniadanie.11 zestawów śniadaniowych do wyboru (20 zł za osobę)-normalne,bez szału ale najedliśmy się.Ogólnie bardzo nocleg udany i polecam,choć to niebo było najbardziej niesamowite:)
O Perseidach:
http://www.gazetakrakowska.pl/turystyka ... ,13359855/https://pl-pl.facebook.com/TheFamilyWithoutBorders/