Jak wiecie, sama narkoza to u nas teraz chleb powszedni, ale opiszę jak wyglądało leczenie zębów Szymonka, może komuś się przyda
Pojechaliśmy na 13 (tego dnia do 8 mógł zjeść śniadanie, a do 10 napić się pół kubka wody). Adrian usiadł na fotel, Szymonek mu na kolanach, ja na krześle obok. Dostał maseczkę i miał "wydmuchiwać robaczki z buzi do balonika". Po chwili już spał. Nawet nie kwęknął. Adrian go odłożył i poszliśmy do poczekalni. Po około 40 minutach zawołali nas do innego już gabinetu gdzie Szymonek spał na fotelu nakryty kocykiem i podpięty pod pulsoksymetr. Miał zrobione dwa ząbki kanałowo, cztery normalnie i jeden wyrwany. Za całość zapłaciliśmy (łącznie z wizytą kwalifikacyjną) 1500 zł. Obudził się dokładnie po godzinie od uśpienia (na tyle miał planowaną narkozę, a nasze dzieci mają to do siebie, że budzą się od razu jak już jest na to pora
Grzesiek też zawsze z zabiegowego wyjeżdża już obudzony i nawet nas na obserwacyjną już nie biorą). Zanieśliśmy go do poczekalni gdzie pani włączyła mu bajkę. Oglądał jeszcze ze 20 minut, wybrał sobie trzy nagrody i jak stwierdził, że wstaje to się zebraliśmy i pojechaliśmy. Do auta zaniósł go Adrian bo Szymon był jeszcze na wpół przytomny. W samochodzie płakał, że boli go brzuszek i nawet ze trzy razy go szarpnęło, ale że był na czczo to nawet nie miał czym wymiotować. Potem już nie wiem jak to dokładnie było bo Adrian wysadził mnie pod szpitalem i poszłam do Grzesia, a Szymon pojechał do teściowej. Wieczorem wróciłam do domu (a Adrian na noc do Grzesia) i teściowie przywieźli mi Szymona około 20 to już było wszystko ok. Rozbudzony, nie płakał, najedzony, nic go nie bolało
Generalnie polecam zdecydowanie takie rozwiązanie jeśli dziecko ma dużo ząbków do zrobienia i boi się dentysty.